poniedziałek, 31 marca 2014

Fitness SWAG - 6 powodów, dlaczego czas powiedzieć "STOP" nudzie!

Jako stały bywalec klubu fitness jestem w stanie powiedzieć na ten temat parę słów (co robiłam już wcześniej - patrz wpis o dobrodziejstwie karnetów). Na siłownię chodzi masa ludzi w przeróżnym wieku (pozdrawiam panie 60+, które absolutnie dają radę!!!), z przeróżnych środowisk i to widać. Już na pierwszy rzut oka można powiedzieć, kto na siłowni jest przypadkiem, a kto spędza tam noce i dnie. I fajnie - w końcu każdy z nas jest inny!
Kiedyś chodziłam na treningi w czym popadnie. Wyciągnięta bluzka? Okej. Spodnie od dresu pamiętające czasy gimnazjum? Nie ma problemu. Dopóki kiedyś nie pożyczyłam od koleżanki kolorowych spodenek. I nie wiem, jak to się stało, ale dostałam zastrzyku energii. Poniżej 6 powodów, dla których Fitness SWAG ma sens!

1. Formuła większości zajęć zakłada, że patrzymy się na nasze odbicie w lustrze. Fajnie zatem wrzucić na siebie coś, w czym będziemy wyglądać całkiem nieźle :)

2. Brak wyciągniętych bluzek i poplamionych dresów, a zamiast tego porządne bluzki sprawią, że lepiej się czujemy, wzrasta nasza samoocena i stajemy się odważniejsi - nie stajemy w kącie sali, nie boimy się zapytać trenera, do czego służy ten dziwny przyrząd, który zawsze omijaliśmy z daleka... coś w tym jest!

3. Dobre bluzki treningowe lepiej współpracują z ciałem, odprowadzają pot, trzymają biust (co wy na to, Panowie? ;) ), ergo: ćwiczymy lepiej, możemy więcej!

4. Kiedy natkniemy się na "fitnessowego jednorożca", jest szansa, że chociaż ciuchy będziemy mieć fajniejsze...!

5. A co, jak w starych getrach zrobi się dziura, i to tam, gdzie najbardziej nie chcemy? Lepiej uniknąć zbędnego ambarasu i kompromitacji ;)

6. Ciuchy to super motywacja! W końcu trzeba się pokazać, a więc jazda na zajęcia!

Brak funduszy na designerskie ciuchy topowych projektantów sportowych (viva Adidas by Stella McCartney!) to nie problem. Nie metki są w "fitnessowym SWAGu" ważne, a kolory, humor, śmiech! Na kolorowych topach sprawdzą się fajne, oryginalne nadruki. Natchnienie możecie znaleźć na stronie sklepu Blogilates! Sama za ok. 30zł stworzyłam własny nadruk, a gotową koszulkę przysłała mi firma przez Allegro. Polecam!

Uwielbiam, kiedy otaczają mnie ludzie pełni energii, kiedy tryska z nich dobre nastawienie. Ja nastrój zawsze wyrażałam poprzez strój - nie tak dawno sama szyłam ubrania. Dlaczego więc nie wysilić się na odrobinę kreatywności? Wywołując uśmiech na twarzach innych, znajdziesz go i na swojej buźce :)

A po prawej moje guilty pleasure z dzisiaj. Spodenki z kolekcji sportowej H&M. Bardzo fajny materiał, zobaczymy już jutro o 8 rano, jak się sprawdzą :)

Buziaki,
Marta

środa, 26 marca 2014

ŚKM - Środowy Kop Motywacyjny

Ajjja! Połowa tygodnia, proszę Państwa! W razie braku motywacji służę uprzejmie cotygodniowym Środowym Kopem Motywacyjnym. 











Miłej środy!
Marta

poniedziałek, 24 marca 2014

Frittata wariata

Zgodnie z tym, co pisałam przy okresowym zawrocie głowy, w piątek zrobiłam na obiad frittatę. Podczas pichcenia pomyślałam, że nawet ciekawiej byłoby, gdyby mi nie wyszła - do porażki też trzeba mieć odwagę publicznie się przyznać! Na moje szczęście nie muszę dziś dowodzić, że posiadam taką umiejętność :) W ramach odpokutowania za lekkie opóźnienie (mój wariacki weekend był obfitujący w deszczowe piosenki i ogniste książki) dodaję zdjęcia z przygotowań. Frittata wyszła wspaniale!


Frittata warzywna (2 porcje, porcja: 320 kcal)

Składniki:
- 4 jajka
- kulka mozarelli o niskiej zawartości tłuszczu 
- 1 cukinia
- 1 cebula
- pół papryki
- oregano, bazylia, tymianek (kto co lubi i kto co akurat ma pod ręką), sól, pieprz

Przygotowanie

W skrócie: podsmażyć warzywa, rozmieszać jajka, dodać startą mozzarellę i przyprawy, wstawić do piekarnika, gotowe!

Extended version z relacją zdjęciową i wrażeniami:

Cukinię, cebulę i paprykę trzeba pokroić w miarę drobno. 


Na średnich oczkach starłam mozarellę. Można utrzeć mniej niż całą kulkę, ale jeśli ktoś jest takim serowym łasuchem jak ja, niech się nie krępuje! :)


Cebulkę podsmażyłam na ukochanym oleju kokosowym. Oczywiście można użyć zwykłego, ale uważajcie na ilość. Czerwona cebulka podsmaża się trochę dłużej niż biała. Później dodałam resztę warzyw i dalej trzymałam na ogniu ciągle mieszając, aż były lekko podduszone.


Podduszone warzywa wyłożyłam do niedużej silikonowej serduszkowej foremki (takie tanie, a tyle szczęścia - polecam!). W przypadku zwykłej formy musiałabym dodatkowo wyłożyć ją papierem do pieczenia.


W misce dobrze rozmieszałam 4 jajka. Pierwszy raz w życiu trafiły mi się "bliźniaki" w tej ilości - 4 na raz! Na zdjęciu widać tylko 3, bo stwierdziłam początkowo, że skoro wszystkie są "podwójne", to spokojnie wystarczy, jednak zmieniłam zdanie po połączeniu masy z warzywami i dodałam jeszcze jedno, które również okazało się podwójne ;)


Do masy jajecznej dodałam przyprawy i startą mozzarellę, a potem wylałam ją równomiernie na warzywa.


Pa pa, frittato! Baw się dobrze przez 15-20 minut bez przykrycia w temperaturze 200 stopni!


Na koniec złamałam frittacie serce podzieliłam frittatę na pół i zjadłam, póki ciepła!



Drugą część spałaszowałam dopiero półtora dnia później i nadal była pyszna, choć oczywiście podgrzewana w mikrofali (fuj) nie smakuje tak dobrze, jak prosto z piekarnika. Frittata świetnie sprawdzi się jako danie "na wynos". Tego dania nie da się zepsuć - jest dziecinnie proste! Przygotowanie nie trwa więcej niż 40 minut.

Co się tyczy cyferek:

Białka:55 g
Tłuszcze:36 g
Węglowodany:26 g
Mmmmm! Dużo białka!

Przepis (+ moje drobne zmiany) pochodzi ze wspaniałego bloga Sióstr Fit, który serdecznie polecam!

Życzę wszystkim miłego i aktywnego poniedziałku!

Marta

piątek, 21 marca 2014

WIOSNA! 8 powodów, dla którch kochamy 21 marca


TAK! Z utęsknieniem wyczekiwana, nareszcie przyszła - i oby zagościła już na stałe! Mimo straszenia nas kolejnym śniegiem, zimnych wiatrów w ostatnich dniach i doświadczeń roku poprzedniego (pamiętacie wielkanocne zające ze śniegu? Brr!), trzymam kciuki za to, żeby taki stan utrzymał się przez cały okres trwania kalendarzowej wiosny.

Od zawsze pierwszy dzień wiosny to 21 marca, chociaż według astronomów wiosna przyszła już wczoraj, około godziny 18. Cóż, kiedy mój wykładowca stwierdził na koniec zajęć (około 19) "idźcie do domu, w końcu wiosna się zaczęła", raczej nie było jej czuć. Coś jednak jest w tej magicznej dacie, bo dzisiaj rano...

...słoneczko świeci, powiew ciepłego wiatru muska twarze przechodniów schowane za okularami słonecznymi, dzisiaj rano nerwowo szukanymi wśród schowanych na dnie szafy letnich akcesoriów. Troszkę więcej kolorów na ubraniach, troszkę więcej ludzi na rowerach, troszkę więcej gimnazjalistów bez kurtek, troszkę więcej uśmiechów. Tak było dzisiaj rano w stolicy.

A my, "fit ludzie"? Co zmienia się dla nas? Piękna pogoda otwiera morze możliwości. Kilka z nich poniżej!
  1. Treningi na świeżym powietrzu: bierz, kogo chcesz i grzejcie na dwór! Nic tak nie poprawia humoru, jak czas produktywnie spędzony na świeżym powietrzu, a jeżeli do tego w doborowym towarzystwie.... rewelacja!
  2. Rowery: czy to wielki wypad za miasto, czy krótka przejażdżka pożyczonym veturilo po mieście - nieważne jak, ważne, że wreszcie człowiek nie przemarza przy tym do szpiku kości!
  3. Spacery, spacerki: czas się ruszyć z kanapy, nie ma wymówek! Wiatr nie hula, słońce świeci, czas się przejść! 
  4. Inne sporty: nie tylko biegacze i rowerzyści zacierają ręce. Golfiści czyszczą kije, konie już nerwowo przestępują z kopyta na kopyto czekając na swoich jeźdźców, piłkarze szukają korków, amatorzy górskich wycieczek wyjmują plecaki i raki... może jeszcze trochę za wcześnie na żeglarzy, windsurferów i fanów innych sportów wodnych, ale już niedługo i na nich przyjdzie czas.
  5. Sezonowe warzywa: czas najwyższy na wzbogacenie diety po jałowym okresie zimy! Kto lubi rzodkiew, szparagi, szpinak, marchew, kalarepę i wczesne ziemniaki, ten powinien szykować się na zakupy! 
  6. Ziołowy okres: fani szczypiorku, pietruszki, bazylii i niedźwiedziego czosnku - przyszedł Wasz czas!
  7. Kolory: nie wiem, jak Wy, ale ja w zimię cierpię na niedobór kolorów na ulicach. Szary śnieg, szare niebo, smutek i bida z nędzą. Czas na kolory!
  8. Witamina D: droga skóro, czas najwyższy zacząć produkcję - w końcu nie chcemy depresji, osteoporozy albo nadciśnienia, prawda?
Wszyscy na dwór!

Buziaki,
Marta

Okresowy zawrót głowy

Z góry przepraszam Panów, którzy spoglądają na tego posta - został stworzony z myślą o dziewczynach. Ale kto wie, może przekażecie co nieco swoim siostrom albo dziewczynom? :)

Piątkowe popołudnie, rozmowa z przyjaciółką.
- Ćwiczyłaś dzisiaj? - pytam się zaciekawiona, kilka dni wcześniej usłyszałam z jej ust deklarację pt. "zaczynam ćwiczyć".
- Nie, mam okres, boli mnie wszystko...
- No to dlaczego nie ćwiczyłaś?
Popatrzyła się na mnie z politowaniem.
- Nie zrozumiałaś? Okres! Boli! Nie mam siły!

Moje ponowione pytanie nie było bez sensu. Nie od dziś wiadomo, że ruch podczas "tych dni", kiedy czasem lepiej zamknąć drzwi pokoju od środka i zwinąć się w kulkę (głupawe seriale to też całkiem niegłupi pomysł), może być zbawienny.

To jak, dawać sobie wycisk?


Chyba nam wystarczy, że w tym samym czasie ostry wycisk daje nam nasze podbrzusze. Intensywne ćwiczenia, takie jak ćwiczenia siłowe, mogą poczekać te parę dni, a my nie narazimy się na dodatkowe nieprzyjemności. Przy okazji - pamiętajcie, żeby nie wchodzić po ćwiczeniach do sauny - wysoka temperatura nasila krwawienie.

Ech. To w takim razie co robić?
Każda aktywność, która nie obciąży nas zbytnio, a zrelaksuje ciało i odpręży, będzie dobra (tylko mi nie mówcie, że w Waszym przypadku ta aktywność to podnoszenie ciężarów).

Z własnego doświadczenia wysupłałam poniższe propozycje. Najpierw opisane są te polecane w przypadku tzw. bolesnych okresów. Im dalej w las, tym mniej bólu i większy wysiłek.

  1. Joga
    Większość podstawowych asan będzie pomocna przy rozluźnianiu i rozciąganiu mięśni. Pamiętajcie tylko, żeby nie robić pozycji "wiszących", stania na głowie, rękach i tym podobnych wygibasów. Najskuteczniejsze są te najprostsze! Polecam psa z głową w dół, góry, virasanę, uttanasanę. Ustawcie ciało w odpowiedniej pozycji i przytrzymajcie przez dłuższą chwilę, kilka minutek.
    Co mi to da? Niwelowanie uczucia ciężkości, bólu głowy i rozluźnienie ciała
  2. Spacer/ trucht / przejażdżka rowerem
    Zależnie od preferencji, kondycji i samopoczucia można wybierać między zwykłym spacerkiem, lekkim truchtem, a jeśli pogoda wybitnie dopisuje, dlaczego nie rower?
    Co mi to da? Świeże powietrze pomoże przy bólach głowy, rozluźnienie.
  3. Pływanie
    Część dziewczyn szerokim łukiem omija basen, gdy tylko zbliża się "przyjazd cioci". Oczywiście kto co woli, ale jeśli lubisz pływać, dlaczego nie? Pamiętajcie tylko o odpowiedniej higienie.
    Co mi to da? Rozluźnienie i lekkość + gubienie kalorii = pełnia szczęścia!
  4. Aerobik
    Jeśli macie siłę, motywację i okres nie daje Wam popalić, możecie spokojnie iść na zajęcia. Ja na przykład wczoraj latałam z hantlami i czuję się świetnie :)
    Co mi to da? To, co każdy normalny trening, a do tego lepsze samopoczucie!



Kilka słów do leniuszków...
Nie traktujcie okresu jako wymówki! Wiadomo, że czasami to i Święty Boże nie pomoże i po prostu nie ma szans, żeby się ruszyć z kanapy, ale warto zrobić cokolwiek, nawet najmniejszą rzecz. Wtedy zadowoleni są wszyscy - i sumienie, i brzuszek. Innymi słowy: +1000 punktów do samopoczucia.

Mam nadzieję, że przekonam kogoś do aktywnych okresów, a od dzisiaj "te dni" nikogo nie będą przyprawiać o (tytułowy) zawrót głowy!


A na koniec coś dla fanek tablicy Mendelejewa w tej tematyce!

Czas na obiad - zobaczymy, co powstanie z przepisu, który odgrzebałam ze swoich notatek. Jeśli nie będzie wyglądał jak podejrzana mamałyga, która w każdej chwili może zjeść mnie, a nie ja ją, to wstawię relację zdjęciową wraz z przepisem ;)

Marta

środa, 19 marca 2014

ŚKM - Środowy Kop Motywacyjny

ŚKM - nie mylić z warszawską SKMką, to motywacyjny kop w środku tygodnia.
Zdjęcia, filmy i cytaty związane z fitnessem, odżywianiem i nie tylko.
Pozwól się kopnąć środowej motywacji, niech Cię porwie aż do końca tygodnia! :)





(SO TRUE!!!)







I na koniec, dla fanek Sex and the City (buziaczki Justynka, sezon 4 i 5 już na Ciebie czekają) :) 


AKTYWNEJ ŚRODY!
Marta

wtorek, 18 marca 2014

Nawet Trzystu skusi się na... śniadaniowe naleśniki mistrzów!

Mądrość na dziś: śniadanie - najważniejszy posiłek dnia!

I chociaż powtarza się to tysiące razy, i tak rozmawiając z koleżankami, słyszę:
- "nie mogę w siebie nic wmusić o 7 rano!"
- "nigdy nie jadłam śniadań!"
-"mam ochotę na słodkie śniadanie, ale jak to słodkie na diecie? To nie jem w ogóle!"

Są faktycznie takie dni, kiedy śniadanie wolę zjeść trochę później. Ważne jest, żeby nie jeść go później niż do godziny po przebudzeniu. Nasz organizm potrzebuje paliwa, byśmy mogli podbijać świat!

Naleśniki kojarzą nam się albo z tłustą wersją od Babci - na słodko z serkiem, albo jeszcze tłustszą odmianą w postaci amerykańskich "pankejksów" na maśle, polanych syropem klonowym.

A co, jeśli wam powiem, że fit nalesniki istnieją? Co więcej, zaraz podam Wam na nie przepis.


Śniadaniowe naleśniki mistrzów (ok. 250kcal)

Składniki:
- pół banana
- 2 białka
- 2 łyżki mleka (najlepiej migdałowego, jeśli nie masz - weź chude krowie)
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1 łyżeczka 
- 1 łyżeczka otrębów lub lnu
- 1 miarka białka serwatkowego (do kupienia w sklepach z odżywkami i dla aktywnych fizycznie)
- olej kokosowy (do smażenia)
- odrobina jogurtu naturalnego (nie smakowego) do smaku

Zmieszaj wszystko w blenderze albo mikserem i smaż jak naleśniki! Dodaj na wierzch trochę jogurtu do smaku. Smacznego!

Odpowiedzi na ewentualne pytania:
- Co zrobić z pozostałymi dwoma żółtkami? Maseczkę na włosy! Dodaj 2 łyżki oleju rycynowego i sok z połowy cytryny, zmieszaj, trzymaj włosach 30 minut, spłucz i umyj włosy - a jeśli jesteś szaloną blondynką, spłucz je wodą z rumiankiem (2 torebki do miseczki, zalać wrzątkiem, odczekać)! Możesz też zrobić komuś kogel-mogel :)
- Co, jeśli nie mam oleju kokosowego? Możesz smażyć na zwykłym (oczywiście tylko odrobinka!), ale naleśniki mogą Ci się bardziej przypalać. I nie będą tak ładnie pachnieć!
- Co jeśli nie mam białka serwatkowego? Kup je! Bez niego ten przepis nie ma racji bytu, bo zastępuje ono mąkę. Białko serwatkowe jest fantastyczne dla wszystkich, którzy są bardzo aktywni fizycznie, chcą podbudować sobie masę mięśniową, poprawić sprawność fizyczną, również dla tych, którzy nie dostarczają sobie odpowiedniej ilości białka normalną dietą (tak jak w moim przypadku, szczególnie, gdy nie jem zbyt dużo mięsa). FYI, w białku serwatkowym nie ma kazeiny, która to według naukowców przyczynia się do powstawania nowotworów, a więc nie martwcie się :)


Odkąd wypróbowałam ten przepis, jem je co drugi dzień, są pyszne, słodkie i dają mnóstwo energii! Są fantastyczne również jako posiłek "na wynos".
Dajcie znać, jeśli któreś z Was odważyło się na Słodkie Śniadanie Mistrzów!

A teraz czas na kolejny dzień pracy, w moim przypadku - pisanie licencjatu ;)
MIŁEGO DNIA!

Buziaki,
Marta

Przepraszam, ma Pan/Pani 3 sekundy na wypełnienie ankiety?

Każdy z nas zna to z autopsji, śpieszysz się gdzieś rano, a tu zza rogu, niespodziewanie... ANKIETER! Dla tych, którzy jakimś cudem się na niego nigdy nie natknęli, podaję rysopis po lewej :)
Dziki ankieter wpadł również do nas, do tego na moje osobiste zaproszenie. Masohizm? Nic z tych rzeczy, uwielbiam ankiety! W efekcie po prawej stronie możecie zobaczyć pytanie dotyczące kolejnych postów. Można wybrać więcej niż jedną odpowiedź.
Ślicznie proszę, wypełniajcie i dajcie mi znać, o czym chcecie tu czytać! :)
Jeśli macie inne pomysły, pytania, wątpliwości, skargi lub zażalenia, piszcie na mój adres podany w zakładce "Kontakt".

Pozdrawiam,
Marta

Zbawienny wpływ... karnetu fitness!

Najlepszy trener XXI wieku? Komputer. Bez wątpienia jest to najpopularniejsza metoda treningu wśród kobiet w moim wieku, podczas gdy nasi Panowie niezmiennie wybierają "siłkę". Plusów treningu w domu ilość nieskończona - ćwiczę kiedy chcę, gdzie chcę, ile chcę, nikt mnie nie podgląda ani nie podśmiewa się, innymi słowy - żyć nie umierać.
Ćwiczysz...
1. Kiedy chcesz? Czas spędzony na dojście/dojazd do klubu jest warty swoich korzyści. Obecnie kluby fitness są otwarte o przeróżnych godzinach (w stolicy otwiera się teraz McFit, swoją drogą genialna nazwa, mój wewnętrzny marketingowiec jest zachwycony), będzie otwarty przez 24/7!
2. Gdzie chcesz? A co z przeszkadzającymi stołami, krzesłami, obitymi stopami od walenia się w meble, odciskami na kolanach od braku dobrej maty, stratami od kettlebella, dziurami po hantlach...
3. Ile chcesz? A co z przerwami w środku na telefon, na fejsowy czat, na pogawędkę ze współlokatorem? Niestety, w domu nie zawsze jesteśmy w stanie skupić się w pełni na wykonywanych ćwiczeniach i zachowaniu odpowiedniego tempa, ciągłości. Nie mów, że nigdy nie zdarzyło Ci się nie dokończyć ćwiczeń w domu z powodów innych niż skrajne zmęczenie. A poza tym, ile zajmuje Ci średnio znalezienie wszystkich filmików na Youtubie i spreparowanie dobrego, wartościowego treningu - co nie jest proste? Chyba szybciej jest wyjść i oddać się w ręce profesjonalistów.
4. Nikt Cię nie podgląda i nie podśmiewa się? A co z ciekawskim rodzeństwem, współlokatorami? Nie musisz czekać, aż wyjdą do pracy, szkoły czy na uczelnię. Wychodzisz i ćwiczysz. Robisz swoje. Oddzielasz się od normalnego otoczenia i dajesz z siebie wszystko, bo to Twój czas. Nie bój się tego, co zobaczysz w filmiku poniżej, fitnessowe jednorożce zdarzają się raz na milion tęczowych lat :)



Wyjście do klubu to:
- opieka profesjonalistów (I JESZCZE 4 RAZY! DAWAAAAJ!)
- dodatkowa motywacja do dalszej pracy (ach, ta dziewczyna z przodu to ma dopiero wyrobione nogi!)
- motywacja do regularnych ćwiczeń (przecież karnet kupiony!)
- okazja do poznania innych fitness-wariatów, wymiany opinii i wspólnych ćwiczeń (a znasz tego bloga Marta Ćwiczy? No rewelacja!)
- profesjonalny sprzęt i brak nudy zagwarantowany (pamiętaj - kto pyta, nie błądzi! Analiza składu ciała? Proszę bardzo!)
- dodatkowy ruch (parę metrów trzeba zawsze pokonać)
- dodatkowy powiew świeżego powietrza, szczególnie jeśli idziesz pieszo
- dodatkowy czas tylko dla Ciebie, chwila na przemyślenia, plany (co na obiad? może spring rolls?)

Tak, wiem, "ale Chodakowska mówi, że siłownia jest be". I znowu źle. Chodzi o trening funkcjonalny, trenowanie każdej części ciała naraz - taki trening jest bardzo efektywny i daje dobre rezultaty. Na siłowni czy na ćwiczeniach fitness można bez problemu opracować tego typu trening, wystarczy poszperać w necie (polecam z całego serca treningi na siłownię Blogilates) lub zapytać się instruktora - oni nie gryzą, wszyscy, z którymi rozmawiałam, byli bardzo sympatyczni :)

Zabawne jest to, że często boimy się zbytniego wysiłku, tak jakbyśmy bali się zbytniego spalania kalorii albo zbytniego umięśnienia (w zależności od preferencji)... chociaż w większości przypadków chodzi o ewentualne kontuzje. Unikniemy ich, ćwicząc poprawnie, co zapewni fachowa opieka. W domu pracujemy na mniejszych obrotach, z mniejszym obciążeniem, wolniejszym tempem, niż jesteśmy w stanie, a do tego narażamy się na (mniejsze lub większe, ale zawsze) kontuzje. Nie wykorzystujemy naszego czasu w pełni.

Nie zliczę, ile razy miałam syndrom "nailed it"! Wam też się zdarza? :D

Po kilku dniach spędzonych w domu z Youtubowymi ćwiczeniami umieram z nudów i sprawdzam, co jest ciekawego w grafiku fitness następnego dnia. A to ABT, a to Power Pump, a to Płaski Brzuch... a może starcie "jeden na jeden" na siłowni? Być może jestem tu złym przykładem, bo jedną z moich miłości jest Zumba, której tańczenie samemu w domu mija się z celem :D

Nie chcę zostać źle zrozumiana, jestem fanką ćwiczeń w domu, niedługo opiszę mój "kącik zabawkowy", który ostatnio znacznie wzbogaciłam. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jeden fakt, a mianowicie:


Ćwiczenia w domu są dla osób wytrwałych, potrafiących odciąć się od otoczenia i dać z siebie wszystko, dla tych, którzy są w stanie skorygować własne błędy i odpowiednio dobrać trening do swoich możliwości, odpowiednio go urozmaicając.

I można jeszcze popatrzeć na przystojniaków przechadzających się w tę i z powrotem... tego nie znajdziesz w domu!

A jeśli znajdziesz go w domu, pozdrów go ode mnie, Szczęściaro! :)

Przekonajcie się, dajcie szansę fitnessowi i siłowni!

Mała reklama, ale ja się takich rzeczy nie boję, w końcu to blog ode mnie dla Was i również dla mnie samej! Wszyscy studenci z Warszawy i kilku innych miast (lista klubów cały czas się poszerza) mogą skorzystać z oferty BeActive - z mojego researchu wynika, że jest to zdecydowanie najlepsza oferta, szczególnie patrząc na relację "cena-jakość". Polecam, pozdrawiam!

Po ciężkim dniu idę spać. Dziś niestety - i wybitnie wyjątkowo, aż się sama dziwię - bez kolacji. Pochłonęło mnie bez reszty to, co zwykle - czyli nadrabianie zaległości "w Internetach" i fit sprawy, w dzisiejszym przypadku rozpakowanie paczki pełnej akcesoriów do ćwiczeń (witajcie, obciążniki! witaj, taśmo elastyczna! witaj, hula hopie!)

BUZIAKI!
Marta

poniedziałek, 17 marca 2014

Marta ćwiczy!

Już od jakiegoś czasu chciałam uwiecznić moją przygodę, według niektórych wariactwo, według innych poważne skrzywienie psychiczno-fizyczne, a według mnie mój sposób na życie. Jest nim zdrowe żywienie i aktywność fizyczna w każdej formie!
Nie jestem ekspertem, nigdy nie szkoliłam się profesjonalnie w zakresie odżywiania czy treningów (może z wyjątkiem tańca towarzyskiego w dzieciństwie - o tym kiedyś!). Będę pisać o własnych poczynaniach, opiniach, sukcesach, porażkach, doświadczeniach. Marzę, by zebrać ich tutaj choć część, by móc powrócić w dowolnej chwili i czerpać motywację. A jeżeli w tym samym czasie ktoś inny też może na tym skorzystać, znaleźć coś ciekawego, nabrać siły na kolejny trening, kolejny zdrowy posiłek... to czemu nie? :)



Nazywam się Marta i mam 21 lat, mieszkam w naszej pięknej polskiej stolicy i jestem zwyczajną studentką.
Moim marzeniem jest propagować wśród ludzi dbałość o swój organizm, ciało i duszę poprzez odpowiednie odżywianie i ruch.
Mam nadzieję, że nie będzie to mój ostatni post na tej stronie (co już wielokrotnie się zdarzało).

Nazywam się Marta i... ćwiczę!