poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Gdzie się podziały... tamte postanowienia noworoczne...

Kwiecień-plecień - dopiero co się zaczął, a to już połowa! Trzy i pół miesiąca roku anno domini 2014 już za nami. A pamiętacie, co się działo gdzieś na początku stycznia? Istny wysyp noworocznych postanowień.

Co się dzieje z nimi teraz? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?

Nie wiem jak Wy, ale ja wiem, gdzie są moje postanowienia. Jestem zwolenniczką teorii, że te kilka zmian, które chcemy wprowadzić w naszym życiu, ma nie tyle funkcję zmuszającą nas do działania niemal wbrew woli, a potem budzącą wyrzuty sumienia gdzieś koło grudnia, a funkcję pobudzania nas do działania i szerokopojętej inspiracji. Na pulpicie figuruje u mnie mały Notatnik, w którym spisałam moje cele na 2014. Skoro zaraz zaproponuję wam wreyfikację Waszych celów już teraz, zamiast czekać do końca roku, to zacznę od siebie i uzewnętrznię zawartość mojej listy z komentarzem :) Na zielono te, które wychodzą, na niebiesko te, które są w trakcie realizacji, a na czerwono te, które niestety jeszcze wymagają mojego efektywniejszego zaangażowania.


Moje postanowienia spisane w Sylwestra:
- certyfikat angielski - chodzę na kurs, odrabiam (lub nie) prace domowe, ale ogólnie zmierza to w dobrym kierunku :)
- certyfikat niemiecki - jak wyżej!
- nowy język - niestety nie mogłam znaleźć pasującego mi terminu z francuskiego, ale liczę, że w wakacje lub od nowego semestru nie będzie z tym problemu
- praktyki w wakacje - jestem w trakcie składania CV
- rozwój osobisty - myślałam o grze na gitarze, ale potem zrodził się pomysł na tego bloga, który traktuję poniekąd jako osobisty rozwój :)
- jedna dobra książka miesięcznie - checked! Jak na razie zgodnie z planem. Przez święta zmęczę Inferno Dana Browna, ale niestety w oryginale czyta się to dość ciężko. Zapewne jak przebrnę przez pierwsze 100 stron, to się rozkręci. A przynajmniej tak mówi moja Ciocia, która mi ten wolumen pożyczyła.
- trening 4-5x w tygodniu- niestety, najwyżej 3-4 razy w tygodniu. Po napisaniu pracy licencjackiej powinno być lepiej!
- Insanity - wydaje mi się, że Insanity musi poczekać do wakacji, ale nadal mam to gdzieś na końcu głowy, mam wielką ochotę wypróbować na sobie metodę Shauna T!
- rozciąganie - i tu wielka porażka. Po każdym treningu rozciągam się, owszem, i już zauważam tego benefity, ale niestety samo "rozciąganie dla rozciągania" nie istnieje w moim kalendarzu treningowym (o którym mówiłam w poprzednim poście). Po kilku dniach regularnego rozciągania pojawił się ból w niegdyś kontuzjowanym na desce kolanie...wydaje mi się, że muszę zasięgnąć fachowej porady w tym zakresie.



Jak widać, nie jest źle! Tym bardziej będę z siebie dumna, jeżeli uda mi się dotrzymać więcej niż 75%.

Myślałam, że poprzez zajęcie się sobą, czy jak to mówi tenerka całej Polski E.Ch: "oświecony egoizm", powrócę do dbania o siebie zarówno w kontekście fizycznym, jak i psychicznym i poczuję się lepiej sama ze sobą. Działa! I jak widać, przyciąga to otoczenie :) 


Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że postanowienia mają sens. Sęk twki w tym, żeby...ich dotrzymać (wow, naprawdę? niesamowite). Lepiej obrać sobie mniej ambitne cele, ale na koniec roku mieć dziką satysfakcję z ich realizacji, niż męczyć się z nierealnymi dla nas życzeniami, bo z "postanowieniami" jako takimi nie ma to nic wspólnego. Niektórzy traktują postanowienia jako stworzenie pięknego obrazu samego siebie - nic z tych rzeczy. To tylko wskazuje na fakt braku samoakceptacji i pragnienia nie małych zmian, a kompletnego przeobrażenia się w kogoś, kim  nie jesteśmy i nie będziemy - a przynajmniej nie z dnia na dzień. One step at a time, pomalutku i do celu!

Na koniec w nawiązaniu do tytułu posta i na dobry początek tygodnia, the one, the only: Wojciech Gąssowski! :) 


A co z Waszymi postanowieniami? :)

Buziaki,
Marta 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz