niedziela, 8 czerwca 2014

#my girls , czyli Ewa i dziewczyny w akcji

Ewa dziękuje za wspólne pobicie rekordu
Wielkie gratulacje dla Ewy Chodakowskiej! Dziewczyna ma fanów, ma hejterów, ale robi swoje - i to jak!
Treningi z nią twarzą w twarz to czysta przyjemność. Już drugi raz miałam okazję widzieć ją na żywo w akcji i pomimo tego, że troszkę mnie mdli, kiedy słodzi (moja reakcja na jej "wspaniale-bosko! jestem z każdą z was! cudownie ćwiczysz!": Dajcie kubeł, będę rzygać tęczą...).

Lefteris, mąż Ewy, ma wspaniały sposób na prowadzenie ćwiczeń. Właściwie nie wiesz, co się dzieje, a tu nagle po treningu. Jest dużo zabawy, dynamiki, innymi słowy: trening funkcjonalny pełną parą. No i te jego teksty "move your pupa!"; w pewnym momencie nie mogłam ćwiczyć ze śmiechu :P

Wisienką na torcie był oczywiście Tomek, którego styl treningu odpowiada mi najbardziej. Nie ma, że boli - jedziemy! W dodatku świetna, mocna muzyka. No i ta klata. Pamiętam, jak na pierwszym treningu z nim kazał nam robić brzuszki, stanął dokładnie nade mną i krzyknął do mnie "DAWAJ!!!". Nigdy w życiu nie robiłam lepszych brzuszków.

Pełny uśmiech po 3 treningach :)
Jak teraz sobie o tym myślę, to głównym powodem, dla którego udałam się na wczorajszy event, to właśnie możliwość treningu z Lefterisem i Tomkiem, a nie z Boginią Ewą. Hmm.

To, co ucieszyło mnie najbardziej, to liczna obecność panów na tym evencie. Może w tym kierunku powinna teraz udać się Ewa - podnieść z kanap i panów. A może zrobi to Tomek? Moim marzeniem jest wziąć udział w treningu pełnym i babeczek, i facetów. Wszyscy razem. To dopiero byłby power! (może nawet mój M by się przekonał..?)

Dzisiaj, z przykrością stwierdzam - zero zakwasów ani bólu mięśni, a po ostatnim maratonie z Ewą nie mogłam wchodzić po schodach przez 3 dni. Ale to było w grudniu 2013 - najwyraźniej forma poszła w górę przez te pół roku :) Za to na moich plecach i ramionach objawiła się tzw. opalenizna rolnika - nie przewidziałam, że taki biały człowiek jak ja ma szansę się opalić przez kilka chwil na świeżym powietrzu. Od dziś smaruję się przed każdym wyjściem z domu, amen.

Moje zdjęcie z Ewą w grudniu 2013
(i moje długie blond włosy)
Ewa obiecała, że spotkamy się za rok, jeśli ktoś zdoła w ciągu roku pobić nasz rekord. Mam nadzieję, że takie wydarzenie zostanie zorganizowane nawet jeśli się tak nie stanie. Okej, rekord Guinessa pobity. Ale chyba nikt nawet nie udaje, że o to chodziło w tym całym ambarasie. Bo przecież najważniejsze jest to, że w jednym miejscu zbierają się tysiące, dosłownie tysiące dziewczyn takich jak Ty, dających z siebie wszystko, śmiejących się i czerpiących przyjemność z ćwiczeń. Nie ma nic bardziej napędzającego do działania niż taki widok. 

Przy okazji - wspaniała reklama dla Adidasa, gratulacje dla działu PR w tej firmie. Prawie mnie przekonali, żeby zainwestować parę groszy w pamiątkową koszulkę. Prawie. Nie za 100 zł, drogi Adidasie. Krój mało uniwersalny, lepiej było zrobić koszulki na ramiączkach niż T-shirty.

Jeśli w tym roku zabrakło Cię na pobijaniu rekordu Guinessa, zachęcam do wzięcia udziału w tym wydarzeniu w przyszłości. Wszystkie tego typu inicjatywy są po prostu niesamowite i koniecznie, ale to koniecznie trzeba brać w nich udział! Trzymam kciuki i zazdroszczę wszystkim, którzy dzisiaj na Stadionie Narodowym bawią się z Reebokiem, miałam zamiar się tam udać, ale plany naukowe wymusiły na mnie wybór między Ewą a Reebokiem. Cóż, może za rok uda się obskoczyć wszystko :)

Buziaki,
Marta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz