poniedziałek, 5 maja 2014

Aeroboks z samą sobą i leniuchami na damskich treningach

Rzecz dzisiaj krótka, acz treściwa na temat aeroboxingu.
Koleżanka poleciła mi te zajęcia, poza tym od dawna byłam ciekawa "z czym to się je", więc późnym środowym wieczorem zjawiłam się w moim klubie celem przetestowania i późniejszego opisania tychże zajęć na blogu.

Na początku trening wyglądał jak aerobik z elementami boksu, czyli: wymachy, wykopy, ruchy rękoma, planki, a także parę ruchów, które doskonale znałam chociażby od Ewy Ch. Czułam się trochę jak Mulan podczas szkolenia... ale uwalnia się przy tym jakaś dziwna, jeszcze przeze mnie niezrozumiała energia i satysfakcja. I ochota na więcej.
Druga połowa zajęć - intensywne kardio, ćwiczenia funkcjonalne, bieg, czołganie się i tym podobne. W tym momencie ochota na więcej przechodzi natychmiast, jak to ujął instruktor: "oj, jutro będzie bolało". Oj, miał rację.
Na koniec kilka serii na brzuch i rozciąganie. I radość z tego, że się to wszystko jakoś przeżyło i doczołgało do końca.

Powiem tak: zmachałam się jak dzika świnia.

Myślałam, że nie dam rady, że padnę na wznak na środku sali, podczas zajęć przychodziły mi do głowy myśli mordercze względem prowadzącego i "nigdy więcej, nigdy never ever in a thousand years!".
Ale na koniec zajęć pomyślałam: re-we-la-cja. Tego mi było trzeba.
Mięśnie brzucha czułam przez cały następny dzień, a tyłek... przez dwa.

JA CHCĘ JESZCZE RAZ!

"Box" w nazwie najwyraźniej stanowi czynnik odstraszający dziewczyny, które tabunami widzę na zajęciach "damskich" typu ABT, Fatburning czy inny BrzuchUdaPośladki. Są to fantastyczne treningi, na których można dużo zdziałać - ale tylko, jeśli się chce i jeśli człowiek przykłada się do techniki, napina brzuch, robi dobrze squaty, nie omija powtórzeń. Aeroboxing wyciska z ciebie siódme poty nawet wtedy, kiedy robisz najłatwiejszą możliwą wersję danego ćwiczenia, bo opiera się głównie na czasie wykonywania ćwiczenia, nie na powtórzeniach. Nie ma zmiłuj.

Czas na apel. Apel do dziewczyn.
KOBITKI!
Jeśli w Waszych ślicznych główkach pojawiają się następujące myśli:

Nie dam rady.
Trzeba się bić.
Pewnie mnóstwo tam facetów.

to zaprawdę powiadam Wam,
BŁĄD!

Nie bójcie się zajęć, na których macie szansę się zmęczyć! Po to chyba chodzicie na tego typu zajęcia - żeby spalić/wyrzeźbić/schudnąć. Wychodząc z treningu macie wiedzieć, że odwaliłyście kawał dobrej roboty, a nie bez odrobiny wysiłku i kropli potu jak królowe wychodzić z sali. Widzę Was. Widzę, jak przychodzicie na zajęcia, na których nie przykładacie się do powtórzeń, leżycie na matach gapiąc się w sufit, plotkujecie z kumpelą, podczas gdy inni dają z siebie wszystko. Może i pod koniec treningu my wyglądamy jak wyjęte z obrazu Krzyk Muncha (patrz obraz po lewej), ale za kilka treningów okaże się, kto będzie krzyczał ze szczęścia, bo zobaczy efekty ciężkiej pracy, a kto będzie krzyczał i narzekał, że "te całe ćwiczenia nic mu nie dają".

Najważniejsza jest uczciwość wobec samego siebie.
Możecie oszukiwać, kogo chcecie, ale nie siebie. I nie oszukacie waszego centymetra/wagi.

Mierzcie dalej, miejcie ochotę na więcej, nie poddawajcie się.
I nie bójcie się aeroboxingu, zabawa jest przednia!!! :)

Buziaki,
Marta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz